Dobiega końca nasz pierwszy dzień w stolicy Szwecji. Miał to być już drugi dzień wizyty, ale zamiast o 15 z Rębiechowa wylecieliśmy o 22. Po północy siedzieliśmy w busie do Sztokholmu (bo lotniska niby Sztokholm, ale 100km od stolicy). W hostelu zjawiliśmy się kolo drugiej. Wiec jak by nie patrzeć, po północy to juz było dzisiaj.
Tak wiec dzisiaj zaczęliśmy odkrywanie zakątków tego niezwykłego miasta. Pierwszy punkt sam się nam w plany wprosił, bo wyrósł nam na drodze – nad samiuśkim brzegiem położony monumentalny ratusz z pięknym dziedzińcem i niewielkim ogrodem.
Jako drugi cel obraliśmy sobie najdalej oddaloną wieże telewizyjna z tarasem widokowym. Szliśmy tam przez samo centrum, kolo dworca, głównej stacji metra i galerii handlowych i tu szok – na ulicach malutki ruch, tylko co jakiś czas przejeżdża samochód, za to co chwile mijał nas jakiś długodystansowy biegacz, a na każdym kroku mnóstwo rowerów. Sprzyja temu wszechobecna zieleń i nadmorsko-kanaowe deptaki. Co się dziwić, w końcu Szwecja to najbardziej ekologicznie natchniony kraj.
Tak wiec gdy juz dotarliśmy do tej wieży wiaterek nas nieźle wysmagał, ale słonko nas nie zawiodło. Wjechaliśmy na 30 piętro, weszliśmy jeszcze troche wyżej i ujrzeliśmy niezwykłą panoramę miasta – mnóstwo żaglówek, wysepek, dworków i wyłaniające się z zieleni bloki. Skusiliśmy się jeszcze na kawkę serwowana na wysokościach i ruszyliśmy dalej.
Drugi punkt dzisiejszego dnia to wyspa Djugården. Kiedyś były to tereny łowieckie, dzisiaj poza wspaniałym starym lasem znajduje się tu wiele muzeów, efektownych dworków, przystanie żaglówek i motorówek, lunapark i skansen-czyli zoo i sklepy z ekologiczna żywnością. Można by tu dobrych parę dni spędzić. My tyle czasu nie mamy. Ale w wakacje – kto wie gdzie nas poniesie.
Na koniec zahaczyliśmy jeszcze o Burger Kinga, by napełnić nieco brzuszki i wróciliśmy do naszego pokoiku w hosteliku.