W poniedziałek, od razu po pracy wyjechaliśmy praktycznie pełnym składem na szkolenie do Wawy. Droga choć po ciemku, całkiem szybko zeszła. Ale po wjechaniu do stolicy zaczęły się problemy. Po wielokrotnej wymianie zdań i sprzeczek, któredy mamy jechać wreszcie trafiliśmy do Rogasia – akademika gdzie mieliśmy nocleg. Po rozlokowaniu sie w pokojach udaliśmy sie na poszukiwanie pubu i otwartego sklepu. Okazało się ze to nie takie proste o pólnocy. Zrobiliśmy niezłą rundkę, przejechaliśmy się nocnym i trafiliśmy do Tesko – jedzenie!!! Następnego dnia już szkolenie, ale trzeba było pierw na nie dojechać – a w Wawie to nie proste. Kilka refleksji: – tam się więcej stoi niż jedzie, – drogi w wielu miejscach są w stanie gorszym niż na wsiach, a pobocze to błoto i kałuże. – chyba tylko tam jest możliwe żeby nagle dwujezdniowa droga zmieniała się na 30m w 1-pasmówkę by ominąć czyjś ogródek, – dzielnica willowa to szeregowce postawione ciasno obok siebie z zamkniętą bramą przy wjeździe na ulice, – między dzielnicami są takie przestrzenie wolne, ze gdyby Wawe rozsądnie pobudować zajęła by połowę tej powierzchni. O szkoleniu nie ma co dużo opowiadać. W drodze powrotnej zajechaliśmy po części do firmy pod Wawą i się okazało, że tam pracuje znajoma ze studiów. Wyniosło ją aż tam w poszukiwaniu pracy… no nieźle.