Jestem właśnie po czytaniu wpisu i komentarzy do artykułu „Lata 90-te to było coś”.
Chciałbym Wam przedstawić jak ja to wszystko wspominam w szkole, domu, na podwórku na mojej Podgórskiej w Toruniu.
Pamiętam to czekanie, aby móc iść na podwórko, na dwór. Nawet jak padało zawsze znalazło się pomysł na zabawę.
Na Podgórskiej o piaskownicach można było zapomnieć, ale za to mieliśmy ogrom piachu. Wykopywało się pojazdy kosmiczne, montowało z kapsli guziki, jakieś przełączniki. W czasie wakacji wykopywało się całe bazy z przejściami w ziemi, przykrywało gałęźmi, deskami, sypało na to piach, i wieczorem nie było widać nic, dopóki z ziemi nie wyłoniła się załoga.
To chodzenie po drzewach, płocie (obok jest jednostka wojskowa). Gdy byliśmy starsi nastąpił czas „przejmowania” szajerków sąsiadów, którzy już się nimi nie zajmowali. Wtedy była zabawa na całego, w tajne organizacje, w tworzeniu kanalizacji (na dachu zbiornik z wodą), układów elektrycznych (multum baterii poszło), systemów alarmowych, pułapek (wiszące głazy, doły z gwoźdźmi albo szkłem). W różnych konstrukcjach pomagał Januszek, później jego biatr Piotr. Załatwianie jakiś kanap, łóżek. Albo w okresie letnim robienie łuków, strzał. Sprawdzanie, kogo szczała poleci wyżej. Jakieś podkradanie się do stolarni po resztki desek (był specjalny pojemnik w środku), albo na zewnątrz jakieś żelastwo składowali, które używaliśmy do zabawy jako pistolety.
Poza istnie wojennymi zabawami, wcześniej pamiętam grę w „Państwa-Miasta”, chowanego, podchody…No i ta gra „Mamo, ile kroków do Ciebie?”. Też się w to bawiliście?
„Mama” siedziała na piwnicy, „dzieci” przy garażach i się pytały „Mamo, czy mogę otworzyć jedno oko”, „Mamo mogę wstać?”, „Mamo ile kroków do Ciebie?”, i cudowna odpowiedź „2 słoniowe” 🙂 a jak się kogoś mniej lubiło „3 tip-topy”. Wygrywała osoba, która pierwsza dotarła do Matki, wtedy ona nią zostawała i od nowa. Przednia zabawa była.
Oczywiście różne wariacje z piłką do nogi, od meczy poprzez dwa ognie do gry w kopę (w skrócie ostatni z bramki dostawał ostre kopniaki, przez cały wieczór tyły bolały). Kilka sezonów było nawet z udziałem baseball, zaczęło się chyba od Rygielskiego, który miał kija (to wszystko już po upadku płotu)…
W początkowych latach 90. grałem również z kolegą Łukaszem Czyżniewskim w tenisa (miał aż 2 rakiety!).
A w deszczowe dni? Jeśli to było lato, albo cieplejsze dni, w deszczu, albo zaraz po nim się wychodziło robiło tamy na kałużach, zapory, kopało się jeziora. W pochmurne, mokre dni gry w karty na klatce u mnie albo Piotrusia Tułodzieckiego, np. w Tysiąca, ku-ku, makao itp.
W pewnym okresie chodziło się nad Wisełkę, albo pod most kolejowy, a serce prawie w gardle, żeby żaden dorosły nie nakrył. Po kilku latach wszystko tam zarosło, cała polana, lasek.
Czasy bez telefonów komórkowych, wybrańcy mieli w domu stacjonarne. Cały kontakt z dziećmi, rówieśnikami polegał na wydarciu się przez okno, albo pod oknem kumpla na całe gardło. Pamiętam jak mama zawsze wołała przed 19 na kolację + dobranockę. A później albo można było jeszcze wyjść, albo zostawło się w zamku/chacie (teraz wydaje mi się to beznadziejne, nie wiem czemu używałem słowa „zamek”, z powodu drzwi?).
Wtedy była zupełnie inna telewizja, prawie żadnych kanałów (na początku tylko TVP, pod koniec 90. Polsat i TVN), ale za to bajki, programy, które rozwijały.
Kto pamięta tamtejsze codzienne „Domowe przedszkole„, 5-10-15 (sobota) albo koguta z Teleranka (niedziela)? Teraz niby też są, ale ekipa sie zmieniła i zupełnie dziwne te programy się zrobiły… Pan Tik-Tak i Ciuchcia.
A jak już weszły konkretne bajki (kreskówki): Wojownicze Żółwnie Ninja, Transformers, HeMan, Czarodziejki z Księżyca, Godzilla, Lucky Luke, Struś pędziwiatr, Magiczny ołówek, Okienko Pankracego, Krecik. Inne wariacje komiksów (jak Batman, Spiderman itp.) no i Było sobie życie. W weekendy specjalne bajki typu Hanna-Barbera (nie szło się do kościoła na 11:15 bo kolidowało to z bajką! robiło się wszystko aby zostać w domu i zobaczyć np. Scoobiego), Kacze opowieści, Ulica Sezamkowa, na dobranoc Smerfy, Gumisie, Muminki, Miś Korargol, Pingwin Pikpok, Miś Uszatek, Bolek i Lolek, Reksio, Pszczółka Maja, Porwanie Baltazara Gombki, Bałwanek Bouli, Walt Disney Przedstawia… I niezapomniani Sąsiedzi oraz „Wilk i Zając”.
W późniejszym czasie seriale: „Czy boisz się ciemności?”, „Opowieści z krypty”, i polskie „Sagala”, Diabeł Piszczałka (np. „Bliskie spotkanie z diabłem Piszczałką”, „Przyjaciele wesołego diabła”), a także Drużyna-A, McGayver, Airwolf (Do dzisiaj pamiętam zajawkę Airwolfa, prędkość 2 machy itp.), Pełna chata, Alf, Webster, „Z Archiwum X”, „Siódme Niebo”.
W latach 90. bardzo prężnie działała TVP, było wiele różnych seriali podobnych do „Tajemnice Sagali” jak „Maszyna zmian” , „Siedem życzeń„, WOW !!!!, „Wakacje z duchami„, „W krainie władcy smoków„, „Rodziców nie ma w domu„. Albo to oczekiwanie na kolejny odcinek „Tata, a Marcin powiedział…„.
Oglądało się również hity PRL-u takie jak 40-latek, Zmiennicy, Alternatywy 4, Wojna domowa.
Bardzo miło wspominam blok „Edukacja” na TVP1, pierwszy kontakt ze zrozumiała fizyką, doświadczeniami. Program „Sigma & Pi”, Kwant, Zrób to sam.
Na początku nikt na podwórku nie posiadał PC, Łukasz swego czasu miał chyba Amigę, ja na komunię dostałem Comodore 64 + kasety (zrobiłem furorę na podwórku tym sprzętem, każdy chciał przyjść zagrać). Tak, wtedy mało kto posiadał gry na dyskietkach, dominowały odtwarzacze kasetowe, z ustawianą głowicą (ctrl+h ?), czekało się aż całość C64 odczyta i nie pokaże „Syntax error”. Przez pierwsze lata na kasecie w Warexie (jeden z pierwszych sklepów komputerowych w Toruniu) można było kupić aż 10-15 gier! na stronie. Później weszła chyba ustawa o prawach autorskich i zrobiło się, kaseta 2x droższa, a na niej tylko JEDNA gra.
O wiele tańszą inwestycją, i źródłem nowych gier był Pegasus („konsola do gier” podłączona do TV).
Najlepiej wspominam grę Tanks, specjalne nocowania na stryszku, na który wnosiliśmy specjalnie z kolegami (np. Piotrkiem) TV. Graliśmy do białego rana, później aż się czołgi po nocach śniły, ale daliśmy radę – przeszliśmy! Równie frajdowatą grą była Contra i Super Mario Bross. A te psujące się joysticki, i próby samodzielnej naprawy („Mamo masz taką sprężynkę?”).
Tak, a w szkole? Czasy pamiętników (wpiszesz mi się?), pseudo-skórzanych plecaków, na których każdy korektorem się podpisywał, wymyślał różne cuda żeby się wyróżniać. Organizowanie dyskotek, organizowanie jakiegoś sprzętu grającego (pamiętam jak telepałem „magnet”, a Januszek zrobił światło-dźwięki i przyniósł kasety, na których miał zgrane super kawałki z radia, to była chyba 5. klasa). Wycieczki szkolne, a raczej obozy.
W szkole wymiana obrazkami z gum Turbo, wafelki Kukuruku, pół budy w dresach z 4 paskami, a na przerwach Lewik chodził i ludziom je ściągał 😉 Zabawy z Kościółkiem w Robocopa… Czasy laserów, to był lans.
Zimą przynoszenie śniegu do klasy, i boom w tablice jak nauczyciel nie widział (biedna sala 9 na Rudaku). „Smród w pracy” rozpylony w szatni…
Pamiętam jak zasuwało się na Dworzec Główny w Toruniu, bo tam pan sprzedawał napoje w woreczkach. A na toruńskiej starówce można było przez długi czas kupić smakowy napój z wodą sodową.
Pamiętam jaki to był wyczyn mieć klocki LEGO! Chciałem sobie ostatnio nawet kupić, ale dzisiejsze, niby tak samo się nazywają, ale za przeproszeniem są dla debili. W zestawie z 15 klocków i poza autem nic z nich nie ułożysz…To nie to co w cudownych latach 90. w Polsce, w Toruniu…
To prawda, że rodzice ciężko wiązali koniec z końcem, jadło się chleb z cukrem, rarytasem były naleśniki albo placki ziemniaczane. A jak smakował chleb ze smalcem i solą…Pychota, ale za to dzieci miały zajęcia, które naprawdę rozwijały człowieka. Za przynajmniej połowę rzeczy, które robiliśmy w dzisiejszych czasach dobrze jakbyśmy dostali tylko kuratora!. Zrób teraz wojnę na kamienie, albo zasadzkę, wybij komuś zęba,…Jasne…
Bez Internetu, bez telefonów. Żeby cokolwiek załatwić, z kimś pogadać, trzeba było się ruszyć, a to po drodze się kogoś spotkało, a to ktoś w coś grał, się bawił, przyłączało się…
Teraz karą dla dziecka jest nakaz wyjścia z domu (jak to mówi Agnieszka), kiedyś szlaban to było najgorsze co mogło być, dzieciak mówił że zrobi wszystko tylko nie szlaban! Wakacje, od porannych godzin po śniadaniu do 22 spędzało się na podwórku, grało, bawiło, wymyślało numery na przechodniów (banknot + żyłka, albo po prostu wiadro wody), chodziło się tu, tam, bez kontaktu z rodzicami!. Czekało, aż Wojacy wyjdą z woja i rzucą monetami, albo chociażby popatrzeć co sobie poszyli (dzisiaj to kupują).
A jak już się siadało do komputera (Pegasus, C64, 386) to zawsze z jakimś znajomym, i albo grało się na zmianę, albo razem w multiplayer (np. Tanks). Ale jeśli tylko usłyszało się wołanie za oknem to śmigiem na dwór…Dzisiaj dzieciaki zasiedziałe, a jak się ruszą to do centrum handlowego, albo na „imprezę” gdzie główna atrakcja to chlanie.
A dopiero to było wczoraj, a porównując wydaje się jakby to jakieś lata 60-te albo 80-te. Można byłoby pisać jeszcze długo jakie to inne, moim zdaniem lepsze było życie 10 lat temu. Teraz albo czegoś nie wolno, nie wypada, albo dzieciakom się nie chce, bo kablówka, bo super PC z n-tą wersją gry.
Obecne gry są dla mnie zupełnie niegrywalne, bez tego czegoś, co miały chociażby gry na Pegasusa, czy wczesne PC.
Mógłbym napisać jeszcze o Klubie MaAC., gazetce itd. ale to już troszkę starsze lata, może kiedyś indziej…
Na zakończenie filmik