W zeszłą niedzielę byliśmy na kolejnym spotkaniu w szkole rodzenia. Nie było to jednak typowe spotkanie z nauką, ale pogawędką przy kawce i ciastach o naszych maluchach. Tak, tak, w szkole do której chodziliśmy przed narodzinami Kingi (w przychodni przy Wojska Polskiego w Gdańsku) jest taka tradycja, że organizowane są spotkania rodziców wraz z pociechami.
Tym razem trochę nas było, mała sala nie mieściła tyle energii. Na materacykach pozostały dzieci nie biegające, a starszaki szalały na korytarzu z wielkimi piłkami do ćwiczeń. Dla Kingi to było niezwykłe doświadczenie spotkać i bawić się z tyloma dziećmi. Zawstydzenie trwało krótko, chęć zabawy wygrała i zaczęło się radosne bieganie.
Miałam też okazje porozmawiać z mamami, które mają już dwójkę dzieci. Wciąż bowiem zastanawiam się jak to będzie, jak Kinga przyjmie małego brata, który wymaga tyle opieki. Czy będzie zazdrość, jak dobrze wprowadzić ją w tą nową sytuację.
Zdjęcia: W szkole rodzenia zima 2010