Pierwsze dni naszego pobytu w Stolicy były deszczowe, ale nawet gdy padało Kinga musiała się przejść. Kaloszki nie wystarczyły, raz wróciła w mokrych spodenkach, ale bieganie po kałużach było super. Zwiedziłyśmy trochę okoliczne uliczki. Dużo tu barów, restauracji itp., a normalnego mięsnego nie znalazłyśmy,chyba naprawdę warszawiacy rzadko coś gotują sami.
Gdy wreszcie w czwartek wyszło słonko mogłyśmy skorzystać z prawdziwych atrakcji dla Kingi. Spędziłyśmy godzinę na placu zabaw na zjeżdżaniu ze ślizgawek, bujaniu się i oczywiście kopaniu w piasku. Udało nam się wyjść dzieki śmieciarce która podjechała pod sklepy- Kingę fascynują duże wozy.
Potem jeszcze minęła nam godzinka na ganianiu gołębi nad kanałem i wreszcie wróciliśmy do domu.
Dziś wybrałyśmy się do parku Skaryszewskiego. Słonko budzi nas wcześnie swoim ciepełkiem, wiec o 9 już byłyśmy wśród drzewek by zaznać chłodu.
Troszkę pochodziłyśmy i ścieżki same wyprowadziły nas prosto na duży, zacieniony plac zabaw. Ależ Kinga była szczęśliwa. Wszystko trzeba było wypróbować i trochę się pobawić. Stopniowo zaczęły schodzić się dzieci i zabawa rozkręciła się na całego. Było dobrze po 11 gdy mała resztkami sił dotarła do domu,zjadła kanapkę, wypiła mleko i zapadłą w drzemkę.
Ciekawe jakie jeszcze ciekawe miejsca czekają na nas w okolicy. Pochodzimy zobaczymy.