W poprzednią niedzielę (23 maja) wracałem z Gór Świętokrzyskich. Jako, że koledzy nigdy nie odwiedzili Torunia w drodze do Gdańska troszkę zboczyliśmy z trasy i wjechaliśmy do miasta.
Zaparkowałem gdzie zwykle i szybkim krokiem poszliśmy w kierunku bulwaru.
Prawostronny Toruń był bezpieczny, owszem wylała Wisła na bulwar więcej wody niż podczas ostatniego przykrycia wodą wszystkich schodków, ale średniowieczny Toruń mieści się o wiele wyżej.
Poza zalanymi standardowo schodkami i parkingiem pod mostem drogowym woda wlała się w 2 miejscach na ul. Bulwar Filadelfijski. Na wysokości Ślimaka Getyńskiego (zdjęcie) oraz pod ruinami zamku (zdjęcie).
Jak zwykle media przesadziły w relacji z Torunia. Po lewej stronie Wisły nie byliśmy z powodu dużych utrudnień przy przejeździe przez most.
Lewostronny Toruń miał o wiele większe problemy z wielką wodą, nazywaną przez niektórych powodzią.
Problemem są tam 2 wiadukty kolejowe, w których regularnie odkąd pamiętam, wybijają studzienki przy wiosennych roztopieniach. Najczęściej dotyczy to tylko jednego wiaduktu. Niestety, tym razem poziom Wisły to ponad 850 cm. Dwa wiadukty i do tego Krowi Mostek został zalany. Jedyna droga wiodła przez „tranzyt” (ul. Podgórską w kierunku Rudaka, a następnie przez tory wjeżdża się w ul. Dybowską).
Dlatego nawet nie myślałem, żeby tam jechać.
Standardowo po lewej stronie zalana Kępa Bazarowa i wszystko co przed wałami w okolicy domów rodziców. Niestety im bliżej Rudaka tym wały niższe, stąd na Rudaku woda rozlewała się po działkach (nic nowego) i w okolicach domów i Szkoły Podstawowej Nr 17.
Ale jako takiej powodzi nie było. Mnóstwo gapiów na bulwarze (w tym my), a statek Wanda pływał po Wiśle z turystami jak gdyby nigdy nic, puszczając standardowe nagranie dla turystów.
Album zdjęć: Wielka woda w Toruniu (Picasa), Wielka Woda w Toruniu (Flickr)